Poeta i prozaik; urodzony 26 grudnia 1939 r. w miejscowości Kretki koło Rypina, zmarł 12 kwietnia 2015 r. w Katowicach. Ukończył filologię polską na Uniwersytecie Śląskim. W latach 1960-1972 był redaktorem Polskiego Radia, a w latach 1972-1986 redaktorem, a potem redaktorem naczelnym tygodnika "Panorama". Debiutował jako poeta na łamach tygodnika "Fakty i Myśli". Otrzymał nagrodę Peleryny za tom Związek zgody.
Związek zgody
Sto dni odpustu
Z wilczych dołów
Skok pod poprzeczką
Biała gorączka
Wir
Dysharmonia caelestis
Ćwiczenia z wygnania (Instytut Mikołowski, 2008)
Z KSIĘGI SPEŁNIONYCH WRÓŻB
Ludzie mówili, że będzie deszcz,
i dobrze zrobili ci, co zaczęli zbijać pływające domy,
bo padało przez czterdzieści dni i czterdziesci nocy.
Ludzie mówili, że ten, który idzie, mieni się Synem Bożym,
i żandarmi wyszli mu na spotkanie,
bo nie było jasne jak daleko może zajść.
Ludzie mówili, że Imperium Rzymskie rozpadnie się
lada dzień, i rozpadło się,
a przeliczono się tylko o kilka stuleci.
Ludzie mówili, że coś się zacznie.
i zaczęło się. I nawet starcy rwali koszule na sztandary,
a że ukręcono z nich powrozy, rzecz to już inna.
Ludzie mówili, że dobrze będzie we śnie,
I ci, co dali temu wiarę, śpią,
jest im nawet dobrze.
Ludzie mówili, że będzie koniec świata.
I jest. Tylko nie rzuca się w oczy.
Maciej Melecki
Całkowita obecność
Nie wiem, czy przydarzało się to każdemu młodemu piszącemu, że w wieku dwudziestu iluś lat chciał poznać jak najwięcej pisarzy czy poetów starszych od siebie, znanych z lektury czy też omówień, stanowiących w młodej, lekturowej konstelacji ważny, frapujący punkt odniesienia. Dla mnie było to zawsze ważne przeżycie, kiedy, jako młody nieopierzony człowiek - rojący sobie poetyckie zaświaty - takiego kogoś mogłem spotkać na swojej drodze.
Zanim wydałem swoje pierwsze dwie książki poetyckie, byłem na początku lat dziewięćdziesiątych autorem arkusza poetyckiego i kilku publikacji swoich wierszy. W Katowicach tworzyliśmy silną grupę pod wezwaniem, staraliśmy się robić sporo poetyckiego fermentu, korzystając ze śląskiego inwentarza niedużych co prawda, ale będących w bliskim zasięgu możliwości ewokowania swoich płodów poetyckich. Myślę tutaj o instytucjach i czasopismach. Siłą więc rzeczy - tak to teraz odbieram - trafiliśmy (ja oraz Bartek Majzel) do redakcji świeżo powstałego w 1995 roku miesięcznika Śląsk, z zamiarem przedłożenia swoich wierszy, w celu ich ewentualnej publikacji. Pierwszym lokum tejże redakcji był budynek przy ul. 3 Maja, znany nam dotychczas z częstych wizyt w kinie Światowid. Pamiętam, że weszliśmy i zapytaliśmy jakąś panią o możliwość skontaktowania się z którymś z redaktorów. Pani odesłała nas do drugiego pokoju, a tam zastaliśmy Feliksa Netza. Opowiedzieliśmy o celu naszej wizyty. Feliks prędko przeszedł do meritum, informując nas, ku naszemu lekkiemu zdziwieniu, że zna naszą twórczość, że czytał nasze wiersze w Nowym nurcie i Kresach, że tak, jak najbardziej, chętnie się im przyjrzy i postara się je - może nie wszystkie - opublikować. Pamiętam, że po wyjściu z redakcji byłem niezwykle rad z owego spotkania, albowiem pozostawałem pod wrażeniem doskonałej orientacji Feliksa w najmłodszej literaturze i tego, jaki emanował z niego zapał, jeśli chodzi o tworzenie w Katowicach częstych spotkań nie tylko na łamach Śląska, ale i też na forum publicznym, o czym parokrotnie w rozmowie wspomniał. Oczywiście, znałem twórczość Netza. Jego tom wierszy pt. Wir, zakupiony na początku lat dziewięćdziesiątych, przeczytałem parę razy, zaś jego powieść Urodzony w świętozmarłych, dość mocno przeżyłem. Korzystając z nadarzającej się okazji wręczenia Feliksowi swych pierwszych tomów, wiedziałem już, że mam w nim wnikliwego czytelnika. Nie ukrywam - imponowało mi, kiedy, jakiś czas potem, Feliks aprobatywnie mówił o swoich odczuciach z lektury owych tomów.
Rzeczą, która od razu mnie w nim ujęła, przykuła uwagę i kazała pilnie go słuchać, to niebywałe oddanie literaturze, pasja ogarnięcia i przeniknięcia każdego, nęcącego go aspektu czy wątku, prześwietlenia myśli czy zagadnienia. Takie właśnie odnosiłem wrażenie, kiedy czytałem jego teksty poetyckie, prozatorskie, eseistyczne lub recenzenckie. Właśnie, owa uwaga w śledzeniu i dogrzebywaniu się do subiektywnego sedna, wykradanie dla czytelnika detali czy szczegółów z omawianych lektur czy filmów, zaciekłe tropienie losów myśli literackich bohaterów, a wszystko to wsparte głębinową wiedzą – historyczną lub biograficzną - stanowiły i stanowią dla mnie imponujący przykład wiecznej konfrontacji z innym, wypełniony empatią i nieusuwalną wolą zrozumienia innego. Tak właśnie dzieje się na każdym polu literackiej działalności i aktywności Netza. Jak wiersz - to totalny, zespalający zarazem przygody treści i potyczki języka, jak powieść - to całkowita, do cna realizująca indeks autorskich intencji i zamiarów, a jak wywiad - o czym zdążyłem się niezwykle dobitnie przekonać, kiedy takowy z nim, wraz z Krzyśkiem Siwczykiem, miałem okazję przeprowadzić - to opowieść wielotorowa, wprowadzająca czytelnika w delty hipnotycznych rozpoznań, przeżyć czy emocji. Ćwiczenia z wygnania, opasły tom esejów literackich, wydany w Instytucie Mikołowskim w 2008 r., pokazał mi Netza w stanie permanentnego napięcia, generowanego czystą pasją dociekania niedocieczonego, gdzie - niczym alchemik - wytapia w tyglu swoich lekturowych przeżyć niebywały amalgamat odczytań i jednostkową wizję przywołań tego, co tytułowo wygnane.
To wszystko, o czym nieśmiało starałem się tutaj napisać, skojarzeniowo jawi mi się jako trans. Ten, który Feliks ma w sobie i ten, który udziela się za każdym razem, kiedy się go czyta.
7 wrzesień, 2009
Tekst napisany do Księgi pamiątkowej z okazji 70 urodzin Feliksa Netza, wydanej przez wydawnictwo Śląsk w Katowicach, 2009.