Ivan Štrpka "Ciemne miejsca"

Towarzyszą nam czyjeś kroki, cienie, obecność nieobecnego jak miód spływa do wnętrza naszych dni i słów. Obcość, nieznane miejsca i ślady, po których idziemy. Próba opisania tego, co skrada się w cieniu, półmroku lub stoi w oślepiającym świetle. Tego co lśni i co gaśnie. Nagły płomień i powolne tlenie naszego życia. Na peryferiach, w podróży, nad Oceanem i na osiedlu. Hałas, łoskot i cisza w pustym domu, w pustej dłoni brak dotknięcia tego drugiego. Każda chwila trwa na zawsze, znika rzeczywistość zastępowana przeszłością lub złudzeniem.

W świecie poezji Ivana Štrpki świat i człowiek stoi nagi wobec istnienia, rzeczy i czasu. Nie ma schronienia w przeszłości ani w przyszłości. Jest jak film wyświetlany na nieistniejącym ekranie, niewyraźnie i z przerwami. Zgonione charty znaczą ślady ucieczki. Od czego? Do czego? Gdzie jest moje miejsce, gdzie jesteś ty? Zanurzając się w świat tych pytań i złudzeń, stajemy wobec zagadki istnienia, bezradni i bezbronni jak dzieci. Sytuacja nas przerasta. Tylko język może nam wskazać drogę ucieczki albo powrotu do pierwotnej jasności.

 

Franciszek Nastulczyk

 


 

Ivan Štrpka - urodził się 30.06.1944 r. w Hlohovcu. Jest jednym z najwybitniejszych współczesnych słowackich poetów. Należał do grupy poetyckiej "Osameli bežci" ("Samotni biegacze"), której członkowie debiutowali pod koniec lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia. Jest absolwentem filologii słowackiej i iberystyki. Po studiach pracował jako redaktor w kilku czasopismach literackich, współpracował z telewizją czechosłowacką. W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych był redaktorem naczelnym pism Mlade rozlety, Literarny tyždenik, Kulturny život i Romboid. Poeta, prozaik, eseista, autor tekstów poisenek, tłumacz literatury włoskiej, hiszpańskiej i portugalskiej. Laureat najważniejszych nagród literackich na Słowacji. Jego książki przełożone zostały na język niemiecki, portugalski, bułgarski, serbski, rumuński i polski. Mieszka w Bratysławie.

Wydał tomy poezji:

Krátke detstvo kopijníkov (1969), Tristan tára (1971), Teraz a iné ostrovy (1981), Pred premenou (1982), Správy z jablka (1985), Modrý vrch (1988), Všetko je v škrupine (Poznámky z cesty) (1989), Krásny nahý svet (1990), Rovinsko, juhozápad: Smrť matky (1995), wydanie polskie: Równina, południowy zachód. Śmierć matki (2011, przekład Franciszek Nastulczyk), Medzihry: Bábky kratšie o hlavu (1997), Majster Mu a ženské hlasy (1997), Bebé: Jedna kríza (2001), Hlasy a iné básne (2001), 25 básní (2003), Tichá ruka: Desať elégií (2006), wydanie polskie: Cicha ręka: Dziesięć elegii (2009, przekład Zbigniew Machej), Veľký dych: Psychopolis, tenký ľad (2009), Fragment (rytierskeho) lesa (2016), Kam plášť, tam vietor (2018). Jest autorem tekstów pieśni Deža Ursini’ego Modrý vrch (1988), powieści Rukojemník (1999, 2012) i książek eseistycznych Kŕč roztvorenej dlane a iné eseje (1995), Na samý okraj (písania) (2006), Kadlečík & Štrpka (2012).

Niniejsza książka jest autorskim wyborem z trzech ostatnich tomów poety.

 


Wiersze z tomu Ciemne miejsca

(tłum. Franciszek Nastulczyk)

 

1 / Bitewne pola, błonie

 

Wstrzymany oddech czołga się wytrwale przez lata. Krew

powoli schnie w zapomnianych kątach zarośli.

Nagle wygnany tłukę się po pustej miejskiej przestrzeni

pod zachmurzonym niebem bez śladu połączenia.

 

(Dzienny blask ślimaczo ślizga się w fałdach całkiem innego dnia).

 

Włóczę się pomiędzy dwoma wrogimi bezludnymi stadionami

i między dwoma ogłuszającymi uszami, po pustych błoniach

pełnych ciszy & krzyku niskiej wrześniowej trawy. Błyskawiczne

wspomnienie w jednej chwili podcina mi kolana, przenosi mnie

wstecz do momentu, w którym będąc chłopcem, zastygłem nagle

na skraju widzenia peryferyjnego i rozmywającego się spojrzenia

tuż przed dotknięciem, sekundę przed tym, kiedy miałem

dokładnym uderzeniem trafić w zbliżającą się piłkę, która zawrotnie

szybko, adresowana & jednoznaczna, z triumfalnym, lekko zatrzymywanym

świstem (w pełni chwały) opadała ku mnie jak wybuch

przez rozchwiane powietrze bitewnego pola boiska.

 

(Czego dobrze nie trafisz, może cię łatwo zabić).

 

O, Panie chłopców w ciężkich butach, białych podkolanówkach

i z zakrwawionymi kolanami, napraw ten niewielki błąd w harmonii

popołudnia i w koordynacji ruchów,

uratuj mnie w środku tej wielkiej chwili, która trwa i

wciąż na mnie spada. Krew tężeje. Wszystkie linie i białe kreski

zniknęły. Do każdej gry jest daleko.

 

11 / Rzednące miejsca

 

I z niekonkretnie przemieniającej się mgły tu i ówdzie

wynurzają się tylko ich szybko kroczące kolana, i przez chwilę idą

po ulicy tylko puste buty.

 

Ich ruchy i głosy całkiem przemienione tylko tu i ówdzie

w czymś nieokreślonym wokół nich w bardzo zwolnionym tempie pływają.

 

I pod lampami za oknami ich domów

w dzień gwałtownie lśnią puste naczynia,

głuche pianina i nieme seanse w ślepnących lustrach.

 

Co się obnaży, kiedy w ciemności medium na tablecie nagle

całkiem się odkryje?

 

Tak jak nagły wystrzał z bliska, plamy pustki

pojawiają się na ubraniu. Na powierzchnię rzeczy nagle występują kolory,

tak jak nagle wysiada się z pociągów zatrzymanych całkiem na skraju

nieszczęścia, i z nieprzerywanym milczeniem wsiąkają zaraz do fragmentów

tych bladych twarzy. Język się klei. Różnorodny strach nazwie ich po imieniu.

Koniuszkami palców się dotykajcie. Bądźcie obecni. Nie znikajcie.

Nie przerywajcie połączenia.

 

Miejsca, gdzie były kina, które zanikły

 

Coś się zmienia. Czas zmierza do węzła. Kto go zawiąże?

Czytaj to wszędzie, w płodach, w twarzach, w rzeczach.

 

Ciemność rozszerza się w świetle.

 

Pierwszy delikatny lekko euforyczny powiew

jesieni w środku przenikającego przez słońce dnia,

na rogu ruchliwego skrzyżowania naprzeciw pustych okien

kliniki okulistycznej, przed wejściem do kina, które zniknęło.

Wejdź w ciemność i zobaczysz.

 

Walczyłem ze swoją ślepotą. Teraz to widzisz:

nie masz czego gryźć, nie mam się z kim pocałować.

Ostre cięcie. Rozmazany fragment szczegółu. Przebłyski twarzy.

Film biegnie(my) tylko zanurzony (we mnie).

 

Raptowna śmierć miłości jest innym przekroczeniem życia.

Jest kontynuacją innego. Przekroczenie

innego nigdzie.

 

Anagogia/Dante/Piekło pustej ręki/Sensus mysticus/.

Otwieranie (się) na najgłębszy sens/Nagość

wyświetlania.

Wciąż (w) to (tym) trwa(m). Niemal ja.

 

Nic nie ma z nikim nic.

Nic nie ma mieć coś z kimś.

 

Postacie przychodzą i odchodzą, porosty bledną,

wyżarte plamy po obrazach poruszających się w ciemności

pozostają na ścianach.

 

Niektórzy ludzie przyciągają wybuchy w metrze

tylko przez to, co cicho niosą w sobie.

 

Płody dnia znikają w półmroku. Milczenie gęstnieje,

szum rośnie, cień tego nie wysłowi.

 

I co jest w ciszy twojego jabłka?

 

Zachowajcie panikę

 

Umrzeć, to tylko nie być widzianym”, twierdzi

miejscowy wieczny alkoholik, strażnik zarośniętego Ogrodu.

Pogoda tu, w ciemnych miejscach, jest bezpogodowa.

Teraz jest pochmurnie, lecz całkiem spokojnie. Nikt

nie śpi. Pod oknami właśnie brzęczy mi przedpotopowy

żółty nocny tramwaj nr 25. „Pax tecum”, szybki posłaniec

wszystkich pustych i zajętych miejsc.

Wszystko się dzieje. I ja, mam nadzieję, też. Wydaje się,

że czas trwa i bieda narasta. Spotykam tu

wiele żywych śladów. Po klawiaturze właśnie lezie mi

straszliwie ruchliwa, straszliwie mała mrówka –

niemal jej nie widać. I w każdej chwili może

zniknąć lub wybuchnąć.

 

Odwróćmy twarze od luster

 

Najbardziej prawdopodobnie jesteśmy, kiedy się uwolnimy i oddalamy

od naszego obrazu. Odwróćmy twarze od luster, pozostawmy w nich

wszystkie powracające ruchy. Cwałujmy. Przenikajmy. Ciało w ciele,

ciało na ciele. A światło samo w sobie nagie na nas pada.

Tu kompozycja spalania odbijania w odbijaniu nie obowiązuje. Tylko

iskra – obraz bez obrazu i bez oddzielenia.

 

Drzewo w porywie tańca bez muzyki jest żywe. Także szum znika.

Dokąd odpływają wszystkie symetrycznie odzwierciedlające ścieżki?

 

I żywy fragment (rycerskiego) lasu oddycha. Ręka

po łokieć w rękawicy z rtęci porusza się, tworząc sobie

całkiem od początku jakiś inny, leśny, ledwie widoczny

gest. Zakręt odrętwiał. Pierś w blasku

zbroi powolutku się podnosi. Powietrze jest czyste.

Coś nadal się porusza. Lekki oddech jest tutaj stale z nami

jak zawrót głowy na skraju lekkiej paniki.

 

Parsifal / Urywki (drogi i snu)

 

W przeciwnym wietrze idziesz i zarazem pozostajesz w miejscu. Twarze

ludzi, których spotykasz, zlewają się w jedną bez określonego wyrazu,

nie można z niej niczego wyczytać ani niczego w niej odkryć.

 

W lesie, w którym początkowo tylko błądzisz, jest jeszcze jeden,

zupełnie inny las. Nieznana droga w nim

całkiem nieoczekiwanie przyprowadzi cię na próg twojego własnego

domu i zaraz potem znika. Nie masz pojęcia, w jaki sposób przyszedłeś aż tutaj.

 

Także twoje buty są puste i gorące. Lęk

zastygającej lawy, również w błocie za tobą i przed tobą

nie ma żadnego śladu.

 

Noc trwa tak długo.

 

Płomień się czyści w najgłębszej ciemności. Las w lesie

gubi się. Nieznany metal ledwo płynie sam w siebie.

Wiatr tli się na odwrót.

 

W świetle tego faktu możesz się sam w sobie

całkiem łatwo rozpłynąć.

 


Wydanie I, 2020

Format: A5 (145 x 205 mm) ze skrzydełkami

Okładka miękka, foliowana

stron: 86

Przekład: Franciszek Nastulczyk

Biblioteka Arkadii – pisma katastroficznego, tom 171

ISBN: 978-83-65250-65-0

cena: 25 zł

Książka ukazała się w ramach Festiwalu Miłosz 2020