związane z prezentacją jego najnowszego wyboru wierszy "Czas, miejsca i słowa" (wyd. Śląsk, 2013).
Prowadzienie:
Maciej Melecki i Krzysztof Siwczyk
Tadeusz Kijonka jest poetą trzech tematów: ziemi, pamięci i ciała. Właśnie w takiej kolejności, ona bowiem określa rodowodowy, kulturowy i egzystencjalny charakter jego liryki. Świadomość własnego miejsca, które rządzi się niepodległym rytmem biografii, które skazane jest na jedyną i niepodzielną kulturę – w poezji Kijonki manifestuje się od początku i stale. Poeta konsekwentnie zagłębia się w rodowód rodziny i narodu, w siebie, aby zrozumieć to, czego zrozumieć się nie da, jeśli nie zgodzi się człowiek na to wszystko, co jest faktem pamięci, faktem doświadczenia, faktem ziemi, na której się żyje, faktem ludzi wreszcie, zaludniających polski i śląski krajobraz.
Marian Kisiel
TADEUSZ KIJONKA (ur. 10 listopada1936 w Radlinie) – polski polityk, poeta, dziennikarz.Ukończył w 1960 studia na Uniwersytecie Jagiellońskim. W 1992 założył i został prezesem Górnośląskiego Towarzystwa Literackiego. Od założenia w 1995 nieprzerwanie do 2013 pełnił funkcję redaktora naczelnego miesięcznika społeczno-kulturalnego "Śląsk".Odznaczony m.in. Krzyżem Kawalerskim, Oficerskim (1988) i Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski (1997) i Brązowym Medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis (2006). W 2012 otrzymał wyróżnienie Śląski Szmaragd. Autor tomów wierszy: Witraże (Katowice 1959) – debiut; Rzeźba w czarnym drzewie (Katowice 1967);Kamień i dzwony (Warszawa 1975); Pod Akropolem (Warszawa 1979); Śnieg za śniegiem (Warszawa 1981); Poezja wybrane (Warszawa 1982); Czas zamarły: wiersze stanu wojennego (Warszawa 1991 i Katowice2011); Echa: wiersze (Katowice 1992); Labirynty. Pięć poematów polskich (Katowice 1993); Z mojego brzegu (Katowice 1995); Czas, miejsca i słowa. Wybór wierszy (Katowice 2013).
Wiersze z tomu "Czas, miejsca i słowa":
Głos
Wiem, stąd nie będzie już odwrotu:
Nieosłonione lśni przedpole.
I słyszę w krąg — bądź zawsze gotów
Na swoją kolej.
Skąd znam ten głos —
I nie poznaję,
Choć każdą cząstką się wyróżnia
Jak ziemia, co u stóp się czai:
Nienasycona nigdy próżnia.
— Za siebie spójrz… w głąb, gdzie się jarzy
To lustro, które wszystko kryje.
— Widzę, już wosk zdejmują z twarzy,
Lecz nie wiem,
Z czyjej.
* * *
Śmiech
Nasz śmiech po latach — śmiechem z nas:
Z wyznań — przez księżyc w nowiu trwały,
Z czułości — w twoje włosy łkałem,
Z przekutych słów dotkliwą drwiną,
Z przyrzeczeń — nawet dzień nie minął,
Przepłynął obłok w głaz.
Na dłoń odlegli w przejściu ulic.
Na jedno słowo współzerwane.
Potem zawzięci, jak nieczuli —
Do cna butami przez sakrament,
By pamięć całą wdeptać w bruk.
I śmiech — na śmierć, aż zagruzował
Po krtań nasz śmiech, krwawiące szkliwo.
Przez zęby syk, zgryzione słowa
I chłód rozumny, jakby żywą
Twarz w kostną maskę przemalować.
W łozinie u kwietniowych wód
Skurcz trwogi — w gnieździe ptak zakwilił;
To tu, pamiętasz?
W jednej chwili
Nabrzmiały wargi tamtą krwią.
Nie widzisz, kto się z dna wychylił —
Zatoniesz w sobie z pierwszą łzą.
Więc zanim pamięć cię osłupi —
Na przełaj, prędzej, póki czas
Przez grząski śmiech ścigany lękiem.
Nasz śmiech po latach — śmiechem z nas:
Porcelanowym ziąbem trupim
Dwie wyszczerzone sztuczne szczęki.
* * *
Naocznie
Mróz zwarzył kwiaty moreli o świcie —
Znów przedwcześnie wybiegły z pąków na znak słońca,
I bezbronne w rozkwicie rdzewieją jak wióry
Krwi krzepnącej na wietrze.
Nie ufaj pierwszym podmuchom wolności,
Wierszu mój, z zaciętymi zębami, milcz i patrz:
Sam widzisz
Co znów się stało.
Jeszcze nie twoja pora.
* * *
Rorate Coeli
Potyka się o grudy grudzień w strzępach zorzy;
Tnie ziąb i kurczą dni się osaczone mrokiem.
Znów jęczy starcza bieda przed snem: przeżyć, dożyć —
Gdy drżą monstrancje lodu w nocnych ramach okien.
Czy już w sutannach nocy podąża tu wiatyk?
Dreszcz targa gdy wiatr skomli w piecu wyziębionym.
A jednak sygnaturka zwołuje roraty
I bieżą w pierwszym śniegu dziecięce lampiony.
Tropy stóp w raźnym śniegu, skąd ten czas przywołać?
Dożyć, dożyć, daj Boże choćby jedno święto!
Więc przed jutrznią staruszki brną hen do kościoła
Nim opadną ostatnie ornaty adwentu.
Jodły, świerki i sosny, krzaczaste jemioły,
Jabłuszka i orzechy, niech sianko się ścieli.
To dzień gdy co do słowa rozbielą się stoły
I co do ziarnka maku —
Jak w rorate coeli.