Zapraszamy na spotkanie z cyklu SERYJNI POECI związanie z promocją najnowszych tomów wierszy: Tomasz Bąk "Utylizacja. Pęta miast" (Wyd. WBPICAK Poznań 2018), Anna Fiałkowska "lalka bellmera" (Wyd. WBPICAK Poznań 2018), Rafał Rutkowski "Wywołuję siebie z ruin" (Wyd. WBPICAK Poznań 2018).


 

Tomasz Bąk (ur. 1991 w Tomaszowie Mazowieckim) - poeta, autor dwóch książek z wierszami. Laureat Nagrody Poetyckiej Silesius w kategorii debiut za tom Kanada, za tom [beep] Generation nominowany do nagrody im. Wisławy Szymborskiej. Mieszka w Łodzi.

 

Anna Fiałkowska (ur. w 1994 roku), debiutantka. Niedawno w serii Biblioteki Poezji Współczesnej Wydawnictwa WBPiCAK ukazał się jej debiutancki tom poezji lalka bellmera. W 2017 roku regularnie publikowała felietony na stronie Korporacji Ha!art. Napisała tekst o języku przemocy, który ukazał się w zinie towarzyszącym poznańskiej Manifie '17, a później na stronie Krytyki Politycznej. Jej najnowsze wiersze ukazały się w magazynach KONTENT i Helikopter. Ma dwa kaktusy. Tworzy filmy na Youtubie pod pseudonimem Annie Warhol. Mieszka w Poznaniu.



Rafał Rutkowski (ur. w 1988 r.). Absolwent filologii polskiej i kulturoznawstwa na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Laureat projektu Połów 2014. Wiersze publikował w „Odrze”, „Ricie Baum”, „Art Papierze”, „Zeszytach Poetyckich”, „Opcjach”, „Wakacie”, „Dwutygodniku”, „Helikopterze”. Autor książki poetyckiej Chodzę spać do rzeki (2015), za którą otrzymał wyróżnienie w XII Konkursie Literackim „Złoty Środek Poezji” na najlepszy debiut poetycki roku. Laureat lubelskiej nagrody kulturalnej „Żurawie”, stypendysta Wydziału Kultury Urzędu Miasta Lublin. Organizuje cykl spotkań poetyckich „Przystanek poetów” w Centrum Kultury w Lublinie.



 

Tomasz Bąk

 

 

 

To tu, to tym

 

 

Zdefragmentować się w nowe. Zaakceptować warunki,

przeczytać uważnie akt kapitulacji.

Dopasować rzeczywistość do teorii

i raz jeszcze wyrzec się przemocy.

Zadbać o higienę jamy ustnej,

szlifować język niczym diamentowe ostrze wyrzynarki,

sparować wreszcie zagubione skarpety.

Dymić całą powierzchnią ciała.

Z tęsknoty za wierszem

jasnym jak diody LED,

prostym jak schemat kości śródręcza,

użytecznym jak rajstopy w spreju.

Niech się umości i ściele,

choć gęstnieje smog i huczą torowiska.

Z hodowli do masarni, z masarni do marketów

kierowcy zawodowi wiozą pęta miast.

 

 

Pęta miast

 

Więc jestem. Przytyłem dziesięć kilo

i zgubiłem miłość, parkuję szrot

pod modernistyczną kamienicą.

Nie mogąc oddać już ani kropli krwi,

nie wymieniam zbyt często płynów ustrojowych.

Wymieniam tylko imię ukochanej

w samotności opowiedzianej jako Łódź,

w samotności toczącej się wzdłuż siedemset trzynastki.

Wymieniam tylko imię ukochanej, choć

co to za wymiana, gdy absolutnie nic w zamian?

Może poza spadającym liściem w parku Staszica,

brunatnym jak marsz niepodległości,

zdechłym niczym łączące nas niegdyś czynności.

Sen Łodzi Fabrycznej unoszący się nad Julianowem,

smukłe palce i doskonale zrobione paznokcie

drepczące po wewnętrznej części dłoni,

głasku-głask, jeszcze wrócę, wiesz?

Na razie jednak to ja wracam, szeleszczę

wierszem, pustą kieszenią łopoczę na wietrze.

Porażkę mam wypisaną na twarzy.

Leki mam wypisane na recepcie.

Liczyłem, że niedawny koniec świata

jakoś cię unieważni, że się odnajdę w pożodze

jak Cioran w szlafroku nad tabliczką mlecznej,

że się pęta miast rozluźnią, a wróżbita Maciej

odetnie zbędne korzenie do trzeciego pokolenia.

Jestem dźwigiem spadającym na miasto,

tramwajem odjeżdżającym bez motorniczego,

łasicokondą walczącą z przeludnieniem na czterech krokodylach.

I wiem, że powinienem raczej róże niż słowa,

bardziej pieszo przez Bałuty niż nocami w poduszkę

jak napastnik niestwarzający sobie sytuacji

siadam na ławce i klnę, choć wolałbym płakać

nad twoim zdjęciem, które rozpada się w palcach.

 

  

 


 

 

Anna Fiałkowska


 

Otwarcie

 

w moim małym mieście

otwarcie H&M-u było

wielkim wydarzeniem

obejrzałam przedtem film

o diable który jest kobietą

to był ten świat cekinów

i to określać miało

moje narodziny

czekałam cierpliwie

aż otworzą się szklane drzwi

 

 

wiersz na dziesięciolecie krwi

 

moje pierwsze dorosłe doświadczenie

spalenie patelni rankiem

wiele lat temu kiedy robiłam śniadanie

nie tylko dla samej siebie

nikt nie dał rady

obrócić tej niezdarności w żart

kilka dni później dorośle

nasze drogi się rozeszły

tak się przecież mówi

do dyspozycji pozostał mi dorosły

kieliszek z którego nieostrożnie

piłam wódkę (a był to kieliszek na drinka

nowojorskiego

z martini i oliwką) –

czy w taki sposób zostałam kobietą?

nie

to stało się o wiele wcześniej

chorowałam w domu nie musiałam

iść do dziecięcej szkoły

matka robiła śniadanie

nie paląc patelni (to kłamstwa

moja matka nigdy nie umiała

robić śniadań) w łazience odkryłam

ślady inne niż dotychczas na

materiale moich dziecięcych

majtek we wzór

męskie kapelusze jeden obok drugiego

wstyd było mi się przyznać do śladu człowieczeństwa –

internet mówi że to zwrot na wskroś

chrześcijański

minęło wiele lat zanim zobaczyłam zużyte podpaski

na wystawie Tracey Emin (bilet kosztował

dwadzieścia funtów) daleko stąd chwaliła się

swoim odzyskanym krwawieniem

po bardzo bolesnej aborcji po której brała sad shower

in new york

nie wstydzę się już

mojej słabości ale nie ona czyni ze mnie kobietę

i nie jest to spalona patelnia

ani mokre prześcieradło

długie włosy nic nie znaczą

krew krąży nawet we wronie

nawet kiedy zabijam muchę

na szybie mojego samotnego

mieszkania mrówka zostawia

czerwony ślad

 

 

 


 

 

 

Rafał Rutkowski

 

 

 Wstąpienie


Płynie we mnie nieprzytomna ułożona

na resztkach komputerowego biurka
pamięć z której wysypują się najbardziej
rozłożone fragmenty piach i popiół

 

ustawiam się pod tym strumieniem
i próbuję otworzyć oczy gdy spływa
po czole policzkach i potylicy zajmując
całe ciało miesza się ze mną w całość

 

 

 

Wyjścia

 

Zwyczajnie zagoiło mi się w przełyku

więc wychodzę rano z domu i idę między drzewa
dziwię się że są tak blisko patrzę w witryny sklepowe
czy to ja jestem na sprzedaż czy ubrania moje

 

ktoś goli drzewa szuka pod brukiem korzeni
wsiadam do jednego z nich i jestem pod ziemią
ale trochę nudnawo już tutaj byłem mało życia
więc wróciłem na zewnątrz