Prowadzenie: Maciej Melecki
PIOTR GAJDA ur. 1966, poeta, autor książek poetyckich Hostel (Łódź 2008), Zwłoka (Łódź 2010) i Demoludy (Mikołów 2013). Stały współpracownik Kwartalnika Artystyczno-Literackiego Arterie. Laureat Nagrody Otoczaka za 2013 rok. Mieszka w Tomaszowie Mazowieckim.
MACIEJ WOŹNIAK ur. 1969, poeta, felietonista muzyczny i literacki. Autor siedmiu książek z wierszami oraz współautor albumu foto-poetyckiego o Wiśle. Mieszka w Płocku.
MARCIN JURZYSTA ur. 1983, poeta, doktor literaturoznawstwa, krytyk literacki. Debiutował w toruńskim „Undergruncie”. Publikował w wielu ogólnopolskich czasopismach literackich w Polsce oraz w Niemczech, Czechach i Wielkiej Brytanii. Laureat m.in. Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Haliny Poświatowskiej w Częstochowie, Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Rafała Wojaczka w Mikołowie i Międzynarodowego Konkursu „OFF Magazine” w Londynie. Wydał książkę poetycką ciuciubabka (Biblioteka Arterii, Łódź 2011). Mieszka w Toruniu.
Piotr Gajda
Nieznośna awaryjność bytu
Istnienie bywa odczuwalne jak atmosferyczne ciśnienie,
unosi się na tych samych subtelnych przeczuciach,
które porywają w dal zarówno komunikat z Houston,
jak i balonik z wesołego miasteczka. Lecz z czasem
coraz bardziej przypomina tarzającego się po ziemi węża,
przez którego przepływa sprężone powietrze, napełniając
poszycie sterowca, wielki balon, unoszący w chmurną
starość melodramatyczny error życia, lekki jak szybowiec
z balsy, nieważki niczym zasuszona ważka przybita
szpilką do słomianej maty, zawieszonej przed laty
przy młodzieżowym tapczanie, na której wisiały i inne
trofea, o wiele straszniejsze od owadziej śmierci
w męczarniach. Tak straszne, że chociaż wszystkie
zostały wybite z mlecznej pamięci, to nadal szumią
w uszach jak wyż na mapie nonsensu, nadciągający od strony
zachodu, gdy życie stało się dla niego substytutem
węzła. Powietrzną pętlą na końcu powrozu, przez którą
dusza przeprawia się na krawędź, ku czarnym skrzydłom
wrót. Ponieważ trwanie skrzypiało mu jak galeon
w suchym doku, wystarczył jeden zryw, ostatni hals,
i oto już płynie przez ciemną stronę półkuli, zmieniwszy
uprzednio środek transportu. Przekracza równik, paląc
przy tym gumy, i czeka niecierpliwie, aż w mózgu stopi się
topik, aby na oścież otworzyły się przed nim drzwi
w kolorze blackmetallic. Prze radośnie, a ostrze
dokonanego przez chwilę zastyga mu na gardle, lecz potem
rusza dalej w płynnym posuwie nicości na alufelgach.
A on, wychylony z fazy jak zimny łokieć z ergonomicznej
konstrukcji, zaczyna zaraz stygnąć niby przepalony bezpiecznik,
ale i krzyczy przeraźliwie w gasnących myślach, gdyż nagle
pragnie znowu działać, jakby można było powtórnie
zamknąć obwód przy pomocy pętelki z drutu.
Maciej Woźniak
Oda do własności
O, gnozo własności, święci się twoja trauma,
twoja kostka bauma brukuje dobre osiedla
po złej stronie Jordanu. Dreszcz twojej histerii
otrząsa się z materii, wędrując
po prętach parkanów. W folii przeciw melancholii
kwitnie twoja musztra, defilują karne
kwadraty, udka kurczaków, odzyskane
na plazmach spazmy z wyblakłych
kaset młodości.
Prawdo butelkowana,
żeby broń Boże nie z kranu, twoje zgrzewki
puchną od starej śpiewki, która przemienia
wino węgla w krew krzemu, i się mości
w mitycznej rozdzielczości źdźbeł trawy
na działkach pod miastem. W domach ducha
winnych katalogom, w obsesji posesji
prasują się sprawy w kant i ciągną
fanty kwantów na loterii o najwyższej
dobroczynności.
Nasza Eminencjo,
pełnio władz umysłu, w asyście
jakich fleszów kroczą twoje ścięgna? W iluminacji
jakich depilacji, w jak chirurgicznych minetach
musi zjawić się ciało, żeby dostąpiło
twoich gabinetów? W jakich fotoszopach
ma się wyprać moneta, by zapłacić za faux pas
iskania słonecznych wszy i za okrągłą
gruszkę do lewatywy serca, do miłości.
Marcin Jurzysta
Nic nie jest tym czym się wydaje
sowy magazynki piór w poduszkach
włosy opadające na dno umywalki
jak radioaktywna manna mantra
w łóżku w słuchawce w kącikach ust
w niewymiecionych kątach
nici na które nawleka się paznokcie
by cerować nagrobki i kartki z wakacji
piasek dojrzewający w tylnej kieszeni
perony w samym środku pola słoneczników
ludzie nie wiadomo skąd i po co
dobro i zło
brunetki i blondynki
ja wszystkie was dziewczynki