Spotkanie poświęcone prezentacji albumu jego autorstwa pt. Fotografie (wyd. RASTER, 2012), zawierającego wybór zdjęć dokumentujących jego prace krytyczne.
Prowadzenie:
Maciej Melecki i Krzysztof Siwczyk
ZBIGNIEW LIBERA - 1959 urodzony w Pabianicach. W 1979 rozpoczyna, przerwane po roku, studia na Wydziale Pedagogiki Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu. Od 1980 do1986 związany z środowiskiem łódziego Strychu, współuczestnik Kultury Zrzuty, współwydawca pisma "Tango". W latach 1982-1983 aresztowany i osadzony w więzieniu za druk prasy podziemnej.W okresie1986-1989 współzałożyciel i członek grupy punkowej Sternenhoch. 1988-2006 mieszka i pracuje w Warszawie, w tym czasie m.in. pozuje jako model do prac fotograficznych Zofii Kulik. 2000-2001 współtworzy dwie klubokawiarnie artystyczne: Baumgart/Libera, a następnie Aurora. W roku 2006 podejmuje decyzję o przejściu na nomadyczny tryb życia, na początek przeprowadza się na rok do Grecji.
Zbigniew Libera to jeden z najciekawszych i najważniejszych polskich artystów. Jego prace - fotografie, filmy wideo, instalacje, obiekty i rysunki - w przenikliwy i przewrotny intelektualnie sposób grają ze stereotypami współczesnej kultury. Jego wstrząsające prace wideo z lat 80. (m.in. "Obrzędy intymne" i "Perseweracja mistyczna") wyprzedziły o 10 lat falę "sztuki ciała". W połowie lat 90. Libera zaczyna tworzyć "Urządzenia korekcyjne" - obiekty będące przetworzeniem istniejących już produktów, przedmiotów masowej konsumpcji (m.in. "Universal Penis Expander" czy "Body Master. Zestaw zabawowy dla dzieci do lat 9"). Projektuje także przetworzone zabawki, prace odsłaniające mechanizmy wychowywania, edukacji i tresury kulturowej, z których najgłośniejszą staje się "Lego. Obóz koncentracyjny". Od tego też czasu jest jednym z filarów tzw. sztuki krytycznej, również w sensie instytucjonalnym - mimo rozwoju kariery cały czas blisko związany jest z środowiskami niezależnymi i sceną offową. W ostatnich latach zajmuje się głównie fotografią, a szczególnie specyfiką fotografii prasowej, tym jak media kształtują naszą pamięć wizualną i manipulują obrazem historii (serie prac "Pozytywy" i "Mistrzowie", 2003).
* * *
Wybrane wystawy indywidualne:
2007
- Galerie Krinzinger, Vienna, A
2006
-Zbigniew Libera: Work from 1984-2004, University of Michigan, School of Art & Design, Ann Arbor, USA
- Co robi łączniczka, Institute Polonaise, Paris, F (with Darek Foks)
- Nouvelle impresion d'Afrique, Galerie Anne de Villepoix, Paris, F
- Photographs, Raster, Warsaw, PL
2005
- Photographic Atlases and Other Publications, Centre for Contemporary Art, Warsaw, PL
- Co robi łączniczka, Kronika Gallery, Bytom, PL (with Darek Foks)
- Galerie Anne de Villepoix, Paris, F (with Martha Rosler)
2004
- Positives, Casino Luxembourg, Luxembourg
- Masters and Positives, a.r.t. gallery, Plock, PL
- Masters and Positives, State Gallery of Art, Sopot, PL
- Masters and Positives, Atlas Sztuki Gallery, Lodz, PL
2000
- The other type of prison, American-European Art Associates, New York, USA
1998
- Correct Me If I'm Wrong, Guy McIntyre Gallery, New York, USA
1997
- Gallerie Wang, Oslo, NOR
- Gallerie Faurschou, Copenhagen, DK
1996
- Corrective facilities, Centre for Contemporary Art Ujazdowski Castle, Warsaw, PL
1993
- Works with electricity, Na Mazowieckiej Gallery, Warsaw, PL
1992
- Laboratorium Gallery, Centre for Contemporary Art Ujazdowski Castle, Warsaw, PL
* * *
Wywiad ze Zbigniewem Liberą
Janusz Prociak: Zacznijmy od samej wystawy, która najpierw miała miejsce w warszawskiej Zachęcie a potem we Wrocławiu. Jak przygotowując tą wystawę oceniał Pan swoje najwcześniejsze prace i swoją drogę artystyczną?
Zbigniew Libera: Takie pytanie jest trudne dla autora, ale żeby nie przedłużać i nie mędzić od razu powiem, że ze zdziwieniem stwierdzam, iż bardzo wiele z tych prac zachowuje aktualność. Wydawać by się mogło, że rzeczy sprzed 30-20 lat, tworzone w zupełnie innym kontekście politycznym i społecznym, dziś już właściwie powinny być tylko pracami historycznymi, tymczasem okazuje się, że o dziwo ciągle mają w sobie coś aktualnego, czyli zdolność do mówienia o tej rzeczywistości, która jest teraz.
JP: Porozmawiajmy o „sztuce krytycznej”, z którą Pan często jest utożsamiany. Czy nie uważa Pan, że mocne zaangażowanie sztuki w politykę czy rozpatrywanie jej w politycznych kategoriach, jak to ma miejsce np. w środowisku „Krytyki Politycznej”, nie jest ślepą uliczką i czy nie sprawia, że sztuka staje się tymczasowa i raczej nie będzie miało sensu pokazywanie tych działań za 20 czy 30 lat?
ZL: Zobaczymy. Natomiast prawdą jest, że to stąpanie po dość cienkim lodzie. Jeśli ktoś byłby zainteresowany tym tematem, polecam niedawno wydane książki Jacquesa Ranciera. Zauważa on, że im bardziej ktoś stara się być polityczny, im bardziej chciałby robić sztukę zaangażowaną politycznie, tym bardziej dewaluuje swój zamiar i często dochodzi do sytuacji, kiedy ktoś bardzo zaangażowany nagle znajduje się na pozycji swojego przeciwnika. Tak naprawdę nie wiadomo, co może być skuteczne politycznie w sztuce, bo często okazuje się, że są to rzeczy, które nie były planowane jako polityczne.
JP: Czyli takie planowanie może być uznane za sztuczne? W jednym z wywiadów powiedział Pan, że właściwie z tego wszystkiego nie wynika jakiś projekt lewicowy jaki ci ludzie(środowisko „Krytyki Politycznej”, przyp. JP) chcieliby widzieć. „Krytyka Polityczna” wcale nie jest projektem aż tak lewicowym, jak tworzące ją środowisko chciałoby ją widzieć?
ZL: Nie widzę specjalnych powodów, żeby tak bardzo krytykować „Krytykę Polityczną” (śmiech), ale też nie jestem jakoś specjalnie nimi oszołomiony czy szczególnie zafascynowany. Natomiast myślę, że jest to cenna inicjatywa. Takie pisma i grupy powinny się pojawiać u nas. Szkoda, że nie mamy jeszcze kilku takich „Krytyk Politycznych”, które z trochę innych pozycji pomagałyby nam widzieć rzeczywistość itd.
JP: Czy uważa Pan, że odbiór sztuki mocno zmienił się od czasów kiedy Pan zaczynał tworzyć?
ZL: Tak. Jestem z tego bardzo zadowolony. To nie jest ta publiczność, co kiedyś. Teraz jest znacznie więcej młodych ludzi, znacznie bardziej rozgarniętych, ogólnie zorientowanych. Takich, którzy korzystają z kultury. Coś wiedzą. Są lepiej wykształceni.
JP: A jak z autentycznością sztuki? Czy coś się zmieniło w tym aspekcie? Bo jednak te dawne działania cechowała swoista autentyczność, ich korzenie leżąły gdzieś w ruchu punkowym i działaniach nawiązujących do tego, co robił Fluxus.
ZL: To bardzo trudne zagadnienie. Zastanawiam się teraz, czy kiedykolwiek istniała taka autentyczna autentyczność (śmiech), bo jesteśmy na terenie sztuki, a „sztuka” pochodzi od „sztuczności”. Tutaj wszystko jest lekko sztuczne. Akademie sztuk pięknych są po to, żeby nauczyć przyszłych artystów co robić, żeby ich działania wyglądały na autentyczne i niewymuszone, podczas gdy kryje się za tym bardzo dużo pracy i wysiłku. Nie wiem jak jest z tą autentycznością.
Oczywiście jest różnica między latami 80-tymi a dzisiejszymi czasami, wtedy sztuka nie była taka zinstytucjonalizowana jak teraz. Były inne rzeczy, którymi społeczeństwo się zajmowało. Nam ta sytuacja dawała szaloną wolność i pewnie stąd jest to poczucie autentyczności, po prostu mogliśmy robić co chcieliśmy, ponieważ i tak to było bez znaczenia. Ale jak zaczyna toczyć się gra o jakąś stawkę, zaczyna w tym o coś chodzić, wchodzą w grę pieniądze itd., to pojawiają się natychmiast ograniczenia-chyba na tym polega ta różnica.
JP: W pańskiej twórczości nie widać zbyt wielu odniesień politycznych. Mówi Pan raczej o tym, jak pewne ograniczenia fizyczne czy kulturowe wpływają na jednostkę. Skąd zainteresowanie akurat tym tematem?
ZL: Z obserwacji. Jako młody człowiek mocno tych ograniczeń doznawałem. Po prostu czułem, że ktoś mnie tresuje, chce mną kierować. Byłem uwrażliwiony na to i widziałem, jak to się robi, że kobiety są kobietami a mężczyźni mężczyznami, że ludzie myślą tak, a nie inaczej.
Uważam, że możemy zmieniać systemy polityczne, a jednak wszystkie one stosują jakiś rodzaj tresury i urabiania dzieci, a później dorosłych. Właściwie przez cały czas żyjemy pod niezwykłą, coraz większą presją. Dziś ta kwestia urabiania jest coraz poważniejsza, stała się kwestią polityczną. Niesłychanie zaostrzono kontrolę nad nią w ostatnich latach-nigdy do tej pory nie była ona tak nachalna. Tłumaczy się to wojną z terroryzmem czy jakimikolwiek innymi powodami, ale tak naprawdę chodzi o kontrolę samą w sobie. To już cały przemysł, w dodatku dochodowy. Myślę, że to będzie się dalej posuwało, jestem ciekaw do jakiego momentu. Dlatego właśnie mnie interesują takie rzeczy, bardziej niż kwestie czysto partyjne czy powiązane z konkretną ideologią polityczną, zwłaszcza że ideologie wydają mi się już trochę sprane.
JP: A jak zmieniła się metoda twórcza? Co stoi za działami podpisanymi przez Zbigniewa Liberę?
ZL: To jest ciekawe pytanie. Można powiedzieć, że odbyłem podróż od domu rodzinnego, obserwowania stosunków w rodzinie. Potem zacząłem wychodzić na zewnątrz: edukacja, urabianie, wychowywanie. Później już wychowywanie i urabianie nie tylko dzieci, ale i dorosłych. Wychodzę coraz, coraz dalej. To jest droga od wewnątrz na zewnątrz, a moje metody właśnie od tej drogi zależą.
JP: A czy jest jakaś alternatywa dla tego urabiania? Czy jesteśmy w stanie wyjść poza te narzucane nam kategorie?
ZL: To jest sytuacja dość tragiczna, bo z jednej strony mamy urabianie, a z drugiej dzikość, zwierzęcość. Alternatywą dla urabiania byłoby kompletne pozbawienie się jakiejkolwiek edukacji i wejście w tą drugą skrajność. Ale to też nie jest żadne rozwiązanie, bo po pierwsze już nie będziemy nigdy niewinnymi dzikusami a po drugie wszyscy lubimy jakiś ład i nie lubimy barbarzyństwa. Robimy to także dla własnego bezpieczeństwa. Nie wiem co możemy zrobić. Taka jest po prostu nasza sytuacja.
JP: Można powiedzieć, że z jednej strony te metody mają na celu kontrolę, a z drugiej porządkowanie rzeczywistości?
ZL: Tak. To są takie metody radzenia sobie w świecie i przyzwyczajania się do niego, a nawet panowania nad nim. Do tego potrzebne nam są zabiegi porządkowe: szufladkowanie, etykietowanie, nazywanie różnych rzeczy. Wydaje mi się, że bez tego obejść się nie da. Najlepszy byłby jakiś balans między skrajnościami. Nie za dużo urabiania, ale też nie za dużo dzikości. Byłoby fajnie.
JP: Może właśnie stąd ta wspomniana na początku rozmowy aktualność wielu prac. Wydaje mi się, że pewne procesy się nie zmieniają. Często mówi się o przeobrażeniach, ale one zwykle są powierzchowne – zmienia się pewien kontekst czy narzędzie, ale motywacje ludzkie pozostają niezmienne w wielu aspektach.
ZL: Na to wygląda. Zmienia się charakterystyka obrazu – moje filmy z lat 80-tych są charakterystyczne, dziś już takich analogowych wideo nie ma; zmieniły się też stroje, ale jestem całkowicie przekonany, że gdybyśmy teraz przeniknęli przez ściany tych domów, zobaczylibyśmy te same sceny. Do tego są to często rzeczy niedostrzegalne. Trzeba kamery i odtworzenia w zwolnionym tempie, żeby te gesty zauważyć. Być może te sposoby naszego zachowania są tak głęboko zakorzenione i pochodzą z tak dawnego czasu, że już nawet ich nie zauważamy, ale one są stale obecne. Jak czynności fizjologiczne.
JP: Na koniec pytanie trochę odchodzące od sztuki. Czego Zbigniew Libera życzyłby sobie jako człowiek, obywatel?
ZL: A to mnie Pan zaskoczył. Teraz widzę, że nie mam nawet jakiegoś jednoznacznego marzenia. Chciałbym, żeby ludzie mieli więcej swobody, więcej wolności. Nawet za cenę zredukowania pewnej ilości dóbr luksusowych, które nas otaczają.
JP: A czy w Czechach czuje się Pan swobodniej niż w Polsce? (Zbigniew Libera od pewnego czasu żyje i pracuje w Pradze, przyp. JP)
ZL: Tak. Zdecydowanie.
JP: Z czego to wynika?
ZL: Z systemu prawnego jaki tam jest. Więcej luzu, więcej tolerancji.
(kultura na tychMIASTOowa, 2011)