W spotkaniu udział wezmą: Maciej Melecki, Jerzy Suchanek i Krzysztof Siwczyk.
Maciej NIEMIEC (ur. 7 października 1953 w Warszawie, zm. 25 stycznia 2012 w Paryżu) − polski poeta, pisarz, tłumacz. Od 1987 mieszkał w Paryżu . Otrzymał m.in.: Nagrodę Karla Dedeciusa, Nagrodę im. Zygmunta i Marii Zaleskich oraz Nagrodę Kościelskich (1994). W Polsce publikował w kwartalniku ZeszytyLiterackie, we Francji w kwartalniku PO&SIE (Paris), którego był stałym współpracownikiem. W przekładach drukowano jego wiersze m.in. w pismach niemieckich, przekł.: Renata Schmidgall, w Bułgarii (przekł.: Kiril Kadiski) i innych. Urna z jego prochami spoczęła na cmentarzu Père-Lachaise w Paryżu.
Autor zbiorów wierszy:
• Cokolwiek, ponieważ (1989)
• O tej porze świata (1989)
• Kwiaty akacji (1993)
• Małe wiersze (1994)
• Ulica Wód (1996)
• Świat widzialny (1998)
• Dance or die (2002)
• Stan nasycenia (2012)
W Instytucie Mikołowskim opublikował tom wierszy "GERANIUM. Ostatnie, czyli nowe wiersze z lat 2009-2011".
Oprócz nich wydał cztery tomy wierszy w przekładach francuskich, m.in. Lequatrième roi mage raconte (L'extrême contemporaine, Belin, 2002), Trentepoèmes pour une femme (Atelier la Feugraie, 2001). Ten ostatni ukazał się w tłumaczeniu Fernanda Cambona przy współpracy poety. Przełożył tom prozy : Michel Deguy, Temu co się nie kończy. Tren (Biblioteka Tegle, 2002), oraz wiersze współczesnych poetów francuskich opublikowane w pismach (m.in.: Dekada Literacka, Bliza, Zeszyty Literackie).
O tomie GERANIUM, Macieja Niemca:
Tom Macieja Niemca Geranium, jednego z głównych przedstawicieli formacji określanej przez krytykę literacką mianem „Nowej Prywatności”, stał się, siłą rzeczy, po tragicznej śmierci jego twórcy w roku 2012, swego rodzaju poetyckim testamentem. Przy czym podkreślić należy, że mamy do czynienia z twórcą od dawna już mocno ukształtowanym i legitymującym się sporą ilością omówień jego twórczości poetyckiej o charakterze krytycznoliterackim. Tym bardziej uważnie należy czytać te wiersze, z których wiele wprost lub pośrednio odwołuje się do śmierci, a większość skupiona jest na próbie dookreślenia sensu ludzkiej egzystencji. I jeśli przypisywać Niemca do jakiejś „linii” czy „szkoły” poetyckiej – co wydaje się o tyle niewłaściwe, iż mamy tu do czynienia z autorem rozmyślnie „osobnym”, dystansującym się wobec panujących mód czy tendencji – to najbliższym określeniem byłoby uznanie go za poetę klasycyzującego. To liryka wewnętrznego spokoju, refleksyjna, momentami nawet medytacyjna, nie wolna od gry paradoksami, budująca swą dyskretną narrację o świecie, gdy w jednym z wierszy czytamy iż „Morze/ osiągnęło najwyższy punkt” (Trouville), by w jednym z późniejszych dowiedzieć się, że „Morze/ Osiągnęło swój najwyższy punkt dzisiaj” (Deauville). To liryka przekonujących diagnoz dotyczących współczesności, jak choćby ta, która mówi o „prokrustowym świecie”, świecie sformatowanych osobowości i zachowań, upominająca się więc o „inność” i wolność jednostki, o oryginalność pojedynczej egzystencji nie chcącej się poddawać okrutnym zasadom „dopasowywania się” do narzucanych norm – tu na szczególną uwagę zasługuje obszerny poemat Ogrody Trocadero. To poezja „paryska” – z Paryżem związane było życie autora – która wszakże nie traci z pola widzenia zabarwionej „polskością” (co to znaczy, należałoby dopiero odczytać) tożsamości bohatera, człowieka niezwykle uwrażliwionego na detal i obdarzonego zdolnością precyzyjnego opisu rzeczywistości.
Leszek Szaruga
Fragment posłowia:
(…) W 2013 r. okazało się, że istnieje jeszcze jeden tom wierszy pt. Geranium – ukończony pod koniec sierpnia 2011 r., późniejszy nominalnie od Stanu nasycenia. Tom ten zawiera istotnie wiersze "ostatnie, czyli nowe z lat 2009 – 2011", jak głosi podtytuł. Niektóre z nich ogłaszane były za życia autora w rodzimej prasie literackiej (Zeszyty Literackie, Odra), ale korpus tego tomu nigdy wcześniej nie ujrzał dziennego światła – mowa tu o poematach: Ogrody Tracadero czy Bename lub wierszach traktatowych, wyraźnie aspirujących do wypowiedzi o charakterze filozoficznym, takich jak: Geranium, Opowiedzieć jej o kwiatach, czy, będący kontynuacją, wiersz Opowiedzieć jej o rzece. Odczytywanie tych wierszy jako wypowiedzi autonomicznych, niezapośredniczonych w żadne konteksty poza literackie, zdaje się być jak najwłaściwsze. Biografizm, czy też schyłkowość życia autora mogą stać się tylko przesłonami wypaczającymi ponadczasowy charakter poetyckiego pisma Macieja Niemca. W Geranium – tomie misternie skomponowanym – mamy do czynienia z odmalowaną zgrozą istnienia w tonacjach niejednorodnych, pochwytywaną w siatki układów napięć językowego kroju. Od kameralności, ściszonego głosu, po rozległe narracyjnie prezentacje skośnych lub meandrycznych enuncjacji, rozgrywa się, jak na szachownicy, podskórny pojedynek życia i śmierci, raz po raz przestrajany na inne fale tematycznych, egzystencjalnych zwarć.
Mamy więc tu do czynienia z percepcją opartą na zaniku wiary w prostopadły odbiór widzialnego, a zarazem zmysłowego wydarzania się życia – którego odczyt możliwy jest dopiero po zanurzeniu w migotliwy przesył obrazów, metaforycznie ujętych, opartych na potrzebie paradoksalności wyrazu, albowiem tylko zmącony dyskurs może przynieść – podług intencji autora – klarowny przekaz sensu: gorzkiego, poharatanego, dzięki temu ocierającego się o grań jednostkowej prawdy.
Maciej Melecki, Ostateczność
Wiersze z tomu:
STRZAŁA ZENONA
Oczy zużyte przez wiele przelotnych przywidzeń (nie ma
tego słowa po francusku), dlatego przez zmrużone powieki
lepiej widzi się świat, ten, który mógłby istnieć.
Coraz więcej tracę w tym nietraceniu niczego,
nie tracić to mieć i nie mieć, gotować zupę z lodu,
tak że na koniec pozostaje ciepła woda, jak z kranu,
kiedy zmiesza się strugi gorącej i zimnej, by umyć
to co da się się umyć. Porcelana, kryształy, srebro,
przedmioty ze złota – wszystko inne wyrzucić.
Oczywiście, nie należy myć papierów. Pranie mózgu
zawsze wskazane, ale tylko przez wybitne specjalistki,
których wiedza nie sięga poniżej poziomu skóry.
„Wszystko się rozpada i wszystko tu jest” – mówiła
ta osoba ze snu. – Myśl to ruch, w zasadzce, jak myśliwy,
nieruchomy, kiedy oczekuje jakiegoś innego poruszenia.
Niespokojny i w świetle i w mroku, na jawie i we śnie.
Mundury, paprocie, metal – zawsze próbuje znaleźć najmniejszy
wspólny mianownik – wódka, śnieg, kryształ z Nowej Zelandii.
„Niech mnie tam zabierze sen” – mówię, ale już obmyślam
inną trasę, drogę, która przerzuci mnie nie tam, gdzie chcę,
ale tam, gdzie ona chce, żebym był – i bez nowego, filozoficznego
morderstwa; bez żadnych dowodów, śladów krwi
czy spermy. Żadnych ofiar, oprócz mordercy, który pozostanie
nieznany, tak chcemy, bo za bardzo sam zraniony
tym, co jeszcze przemieszcza się pod pamięcią
z prędkością światła zaciemnionych okien sprzed dwu pokoleń.
– Strzała Zenona, ale tak mało filozoficzna.
* * *
Z KTÓREJ STRONY WIEJE WIATR
Ostatni problem to – co zrobić z ciałem? Nikt sobie nie życzy
Zwłok. – Uśpić i tak zostawić tu, gdzie jest, w mieszkaniu, gdzie
Tyle się wydarzyło? Wrzucić do pobliskiej rzeki, bowiem w okolicy
Brak wulkanów? Wywieźć, ale gdzie? Wywołać pożar? - Szkoda
Sąsiadów. Ciało jest przeszkodą, niezawodnie bez stałego zawodu.
Zostawić dzieciom list? – Au revoir au Paradis? – Nie wiem, co pisać,
Co uczynić, nie wiem czego nie uczynić. – Dziewczyny, które mówiły, że
Chrapię, że mówię przez sen po polsku, śpię niespokojnie, bez celu,
Bo budzę się zmęczony, wyniosły się w inną samotność. Piękne, ale
Też niekiedy chrapały, mówiły przez sen, albo zgrzytały zębami.
– Co zrobić z ciałem? – Nikt go nie chce, oprócz pracowników; pakują
Do worka i zawożą do lodówki, to ich praca. Archiwa zniszczone, trochę
Książek, kilka fotografii. Na niektórch pojawia się nawet wyraz miłości.
Wszystko na śmietnik. Czy zdołam? Kto zrobi to za mnie? – Ktoś
bezinteresowny i nie zainteresowany – optymizm ociera się o mnie
Jako kot, którego już nie mam. – Rzeczy? Zwykle zajmują się tym byłe
Kobiety, znów zjednoczne w walce. – Ale co z ciałem? – Bowiem
Ciało to wszystko, z czym trzeba coś zrobić. – Spalić, niedrogo,
I – marzenia – wyrzucić na morzu, gdzieś na La Manche, lub z mostu
W okolicy – pamiętając, z której strony wieje wiatr.
* * *
OKTOBER
Byłoby konieczne wykonanie rzeczy niepotrzebnych.
Często konieczne jest to, co jest niechciane. Nie, nie
Dla siebie, nie sobą, tylko tym, co zbędne może
Dokonać się opisanie przestrzeni, którą jest płaszczyzna –
Północ, południe, nie od razu – jednak północny zachód
To nie jest kierunek pewny, to czas, w którym dogania to miejsce
Czas, w którym więdną trawy i więdnie czas, który przybywa
Ze strony na wprost nas, tu pozostawionych, tu oczekujących
Aby wyjaśnić zagadki jemu, najpierw, zagadkę jego zamilknięcia,
Tutaj jego oczekujących, tutaj, gdzie słychać już głosy, że prze
Zamieć, że zamieć prze poprzez odległe jeszcze powiaty
Ale że nadciąga, tutaj oczekujących, i jak zmieni się opis świata,
Jak gdyby przez odzwyczajenie się kronik, czy od prawej czy lewej
Strony jego zamilknięcia, tutaj oczekujących, nas, od prawej strony,
Od północy. – Powiedzmy, my, którzy stoimy na uboczu, że to
Północ. – Ja kiedyś martwiłem się, zastanawiałem, w jaki sposób
Starsi to wiedzą, odwracając się, zmieniając położenie ciała swego
Podczas kiedy mówią, do nas, tutaj oczekujących, jak starsi to wiedzą
Że na wprost albo z lewej albo z prawej strony to jest nadal tam,
Gdzie było przed chwilą, przed słowem. Kompas, słyszałem o nim.
Ale kompas wyszedł z użycia, nie ma go u nas ani u nikogo, kogo
Znam, ale znam niewielu. Mamy tu zegarki, ale one pokazują
Zawsze ten sam kierunek, na wprost, tutaj oczekujących, i nawet jeżeli
Łańcuch przestrzeni przepuszcza, kierunek jest ten sam. Ja sam
Jestem już starszy niż kiedyś, i rozumiem że przestrzeń to czas,
I że kompas wyszedł z użycia, bo wiemy, kiedy jest oktober – to czas,
W którym dogania to miejsce czas, w którym więdną trawy, i powiaty
Przemawiają do nas, tutaj oczekujących, na północ, tę z lewej strony.